czwartek, 28 marca 2013

Kolorowa strona nowego życia



Troszkę sobie powspominam i opowiem Wam o mojej rozmalowanej zimie. Zima jak malowana lala - i nie odchodzi, ma się za dobrze. ;-)

W listopadzie przeprowadziłam się. Można powiedzieć, że teraz mieszkam w centrum miasteczka, choć po centrum samym w sobie niewiele zostało, zniszczyło je trzęsienie ziemi w maju. 

Wszystkie sklepy, gmina, kościół i inne instytucje, które pierwotnie miały siedzibę w centrum miasta, w rynku – przeniosły się w inne miejsca, poczynając od obrzeży rynku (powstało nawet specjalne miejsce dla śródmiejskich sklepów z drewnianych domków, gdzie przeniósł się Benetton, warzywniak, sklep z torebkami, kwiaciarnia itd.), szpital, kiosk i cukiernia znalazły miejsce w specjalnych, gotowych strukturach, zwanych tu „containerami”. Także wszystkie szkoły przeniosły się do takich kontenerów. W rynku otwarte zostały tylko nieliczne sklepiki, można je zliczyć na palcach jednej ręki. Właściciele pozostałych czekają na koniec robót, remontów potrzęsieniowych, a one potrwają jeszcze długo…



Jednak przeprowadzka do miasta (wcześniej mieszkałam na jego obrzeżach) miała same dobre strony. Nagle okazało się, że nie muszę już kupować samochodu, by móc się samodzielnie i szybko przemieszczać. Wszystko przybliżyło się na wyciagnięcie ręki. Wszędzie mam blisko! I do szkół dzieci, i na siłownię, na którą się od razu zapisałam, i… po prostu do ludzi!

Tak więc życie towarzyskie zaczęło kwitnąć na całego, a jednym z jego owoców było to, że zaczęłam udzielać się „malarsko” na różnych imprezach.


Zaczęłam malować dzieci. A dzieci w tych miesiącach WIELKIEJ ODBUDOWY, zaczynania wszystkiego na nowo i inaczej, bardzo potrzebują różnych akcji specjalnie dla nich.
Malowałam więc na Mikołajkach, na Halloween w szkole starszego synka, na urodzinach kolegów synka, a ostatnio, dwa tygodnie temu pomalowałam 20 klownów na imprezę po-karnawałową w naszym miasteczku ! Nigdy jeszcze nie malowałam tak wielu osób jednocześnie. Sama zdołałam wymalować dwudziestkę klownów, resztę domalowywały kwiaciarki z kwiaciarni, która urządzała imprezę. Klownami byli wszyscy sklepikarze z naszego miasta. Zobaczcie jak prezentowali się na scenie. Piękni byli! :-)




Acha, stroje klownów uszyły kwiaciarki – zdolne babki. Te żółte rowery skonstruował pan, którego możecie podziwiać na olbrzymim rowerze na zdjęciu. Taką ma pasję facet. Lubię takich ludzi z polotem i takie akcje, które przywołują uśmiech na ustach dzieci i dorosłych też… A jakże… 



Jeszcze parę miesięcy temu nie przypuszczałabym, że tak często będę miała okazję robić takie fantazyjne makijaże farbkami. Życie potrafi sprawić niejedną niespodziankę. :-D

3 komentarze:

  1. Fajnie, że możesz wykazać swój artyzm;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sie robi, co w mocy. ;) (Wlasnie serfuje po Twoim blogu, jest super!). :)

      Usuń
    2. Dziękuję, bardzo mi miło:)

      Usuń