Życie tak zostało skonstruowane, żeby wciąż mieszać się,
przeplatać ze śmiercią. Nieustannie odradzamy się, aby za jakiś czas jakaś
część nas umarła, a później znowu odrodziła się na nowo inna, albo pod innym
aspektem. I tak w nieskończoność. Oczywiście nie mam tu na myśli odnowy
biologicznej skóry, czy porostu włosów itp. (choć to oczywiście też jest
swoiste „z martwych powstawanie”). ;-)
Chodzi mi o nasz charakter, doświadczenia, zmieniającą się
osobowość. Tak zmieniamy się. Czyli dorastamy. Wciąż, nieustannie.
Czasami przez długi czas nic się w nas nie dzieje, ale
wystarczy nawet niewielkie doświadczenie, rozmowa z kimś, zaobserwowana
sytuacja czy choćby zasłyszana muzyka, czy historia podsłuchana w pociągu, aby
mechanizm w nas zrobił nagle „pik” do przodu. Tryby przeskoczyły. Zaskoczyły na
inne tory. Myślowe.
Doświadczenie życiowe może też być oczywiście większej
rangi, nie bez przyczyny czasami bardzo młode osoby muszą szybko stać się
dorosłe, gdy przydarzy im się tragedia – śmierć kogoś bliskiego, choroba itd…
„Co cię nie zabije, to cię wzmocni”, a ta MOC to moim
zdaniem dorosłość. Dorosłość może być pozbawiona dziecięcej naiwności i
beztroski, ale nie powinna nigdy utracić wiary i nadziei na lepszą przyszłość. Ta
moc to realny optymizm i chęć do życia, nauki, nowych wyzwań.
Z martwych wstawajmy więc wciąż i nieustannie. Odnawiajmy
się i ewoluujmy!
Wesołych Świąt! :-)
"Pokonana bestia, amnestia
OdpowiedzUsuńRecydywa, na kolanach wychodzi z piekła"
Pozdrawiam wstecznie-świątecznie :-)
gorzta (której nie ma :P)